środa, 19 lutego 2014

ROZDZIAŁ 5 "NOWI ZNAJOMI"

Ważna notka pod rozdziałem :)
*****
              Dziś środa, więc spotpo sklepach, przeplatane przerwami na jedzenie i ładnych chłopców.

No bo co można robić w sklepie?

              Koło południa wychodzę przebrana w jedną z moich letnich bluzek i miętowe jeansy na autobus. Jazda zajmuje mi jakieś dziesięć minut. Zauważam Kruczowłosą obok wejścia, która macha do mnie ochoczo, a ja odpowiedziałam jej promiennym uśmiechem. Robimy to co zawsze – ona lata jak głupia po sklepach i przymierza wszystko co popadnie, a ja przyglądam się jej, popijając setnego shake tego dnia. Wybieramy się właśnie do H&M, gdy chłopak z grupki mijających nas dresów uderza mnie niby niechcący z łokcia.

Cholera po co brałam koturny?!

              Lecę w tył próbując złapać równowagą. Nagle wyczuwam ręce pod moim karkiem i zgięciami kolan, które unoszą mnie delikatnie w górę. Zauważam dopiero teraz mojego „wybawcę”. Jego kasztanowe włosy są lekko uniesione, a znad ciemnych okularów spogląda na mnie para szarozielonych oczu. Uśmiecham się nieśmiało, gdy on od stawia mnie ostrożnie na ziemie.

Cholera...

              - Jestem Zac, a to Jay – wskazuje na drugiego bruneta z burzą loków na głowie, który podaje mi swoją wielką dłoń.

              - Mam na imię Emila, a to Lidka – słyszę zdenerwowane westchnięcia Lid.

              - Emi, my musimy już iść! - uśmiecha się do nich sztucznie i pociąga mnie za dłoń w kierunku wyjścia, a ja posyłam chłopakom przepraszające spojrzenia.

              - Lidia, o co ci chodzi? - pytam, gdy jesteśmy już daleko.

              - Po prostu nie przypadli mi do gustu – mówi nie odrywając wzroku od telefonu, na którym coś uporczywie wypisuje od jakiś pięciu minut. - Lepiej żebyś się z nimi nie spotykała... Tak będzie lepiej – uśmiecha się pocieszająco.

O co ci chodzi Lid?

              „- Blood Lake to zawodowi zabójcy do wynajęcia bez skrupułów - nachylił się nade mną - Dla pieniędzy zrobią wszystko nie zważając na jej okrucieństwo.

              - Skąd to wiesz? Spotkałeś się kiedyś z nimi? - zapytałam ironicznie, a w odpowiedzi usłyszałam dźwięk rozbijanej szklanki.

              - Nie..., byłem jednym z nich. Zresztą jak większość chłopaków. - przeczesał nerwowo włosy.

              Nagle szyby w szafkach rozbryzgały się na kawałki. Luke jednym zręcznym ruchem sprowadził mnie do parteru.

              - Schowaj się za narożnikiem, a ja pójdę po broń. - polecił kierując się mimo ostrzału do sypialni.

              Przyklejona do ściany obserwowałam kule dziurawiące kuchnie i ich odłamki spadające zamaszyście na podłogę zasłaną dywanem wióru i szkła. Serce waliło jak młot, przyspieszając mój oddech. Brunet podał mi pistolet, wychylając się za róg i poprawiając torbę z arsenałem. Schowałam ostrożnie broń za gumę bielizny bacznie obserwując Luke, który wskazał brodą na okno. Przełknęłam zdenerwowana ślinę.

              - Spokojnie ja skoczę pierwszy. Jak coś się stanie na dole to zostajesz tu.

              - Nie! Ty skaczesz ja skacze, zapamiętaj! - wykrzyczałam, a on tylko uśmiechnął się niemrawo wyskakując.

              Wychyliłam się obserwując jego lot, który skończył się „szczęśliwym” lądowaniem. Przeklęłam w duchu na widok wysokości budynku, kiedy za moimi plecami wybuchła bomba wyważająca drzwi, a jej fala uderzeniowa wyrzuciła mnie za balustradę. Chłodny wiatr otulił moje półnagie ciało, które z niebezpieczną prędkością i bezwładem spadało w dół, a po chwili spotkało się z dachem auta. Głos uwiązł w gardle, a płuca nie umiały wezbrać powietrza. Spojrzałam w dół skąd ciekła gęsta i gorąca ciecz. Wyciągnęłam szybko kawałek metalu wbitego w udo, odginając głowę i przebierając w miejscu nogami zawyłam z bólu. Dostrzegłam po mojej prawej Puncha opierającego się otwarte drzwi. Wyciągnął do mnie ręce szepcząc wycieńczony: „No choć, bo nas jeszcze dobiją”. Złapałam ociężale jego ramiona, które przyciągnęły mnie ostrożnie do siebie. Po chwili pędziliśmy w samochodzie. Oparłam zmęczona głowę o szybę i zasnęłam.”

              - Myślisz że to dobry pomysł? - oparta ręką o marmurowy blat głośno wzdycha. - Był najgorszą rzeczą jaką spotkała mnie w życiu...

Kto nim był?

              - Choć jakiś plus jest... Mam dzisiaj Emile - ogląda się chaotycznie dookoła na wspomnienie mojego imienia.

              – Masz rację... Muszę jej to dać
Co dać?

              - Ona musi dowiedzieć się prawdy! To już najwyższy czas! - ściska pięść. – Przecież dobre wiem że teraz „Juliet” zależy od niej...
Od niej, czyli od kogo?!

              "Słyszę donośmy dźwięk, który momentalnie mnie budzi. Zauważam dym unoszący się spod maski i Luke, który próbuje coś na to zaradzić. Wysiadam z auta, by mu pomóc i upadam na ziemie.

              - A gdzie się to panna wybiera? - pyta pomagając mi wrócić do auta, co sprawia ból nam obojgu. - Z taką nogą daleko nie zajdziesz, a co dopiero z rozległym poparzeniem.
Spoglądam na opatrzone prowizorycznie ramie. Musiałam się poparzyć w trakcie wybuch. Brunet kieruje się z powrotem do maski, ale zatrzymuję go.

              - Luke...

              - Tak? – pyta zaskoczony.

              - Nadal jestem TYLKO w twojej koszuli... - mówię wskazując na nogi.

              Zadowolony uśmieszek zawitał na jego twarzy, kiedy idzie wyciąga z torby parę męskich spodni. Patrzę na nie z grymasem, ale posłusznie ubieram je. Gdy Lawson szpera coś przy silniku, powoli zasypiam oglądając zachód słońca na tle lasu.

              Budzi mnie huk wystrzału. Szybko podnoszę się do góry i rozglądam na boki. Gwiazdy migoczą na bezchmurnym niebie jak świetliki, a las przybrał niebezpieczną szatę czerni jak z horroru. Nie zauważam nigdzie bruneta, ale widzę jeszcze jeden samochód na poboczu. Wychodzę z auta przemierzając ostrożnie drogę oparta o nie. Nagle rzuca mi się w oczy czyjaś wysportowana sylwetka, która zmierza w moją szybko w moją stronę. Nie zastanawiam się. Wyciągam broń, celuje i strzelam. Postać łapie się za ramie zginając się w pół. Dopiero teraz dochodzi do mnie co się stało... Luke zatrzymał pierwszy lepszy przejeżdżający pojazd i zabił jego kierowcę.

              - Jane choć mamy podwózkę. - słyszę jego głos obok mnie.

              Wsparłam się na nim, gdy w ciszy zmierzaliśmy do auta po chwilę sycząc z bólu. Ulokował mnie na tylnych siedzeniach, a sam usiadł za kierownicą. Po pewnym czasie znowu zasnęłam tego dnia z wycieczenia."

              Czas szybko leci. Zaledwie kilka lat temu przygotowywałam się do testu szóstoklasisty, a dziś kuję dnie i noce do matury. No właśnie matura... Nienawidzę tego słowa. Nauczyciele używają go tak często, że za każdym razem jak ja słyszę chce mi się rzygać. Oni chyba nie rozumieją, że bez ich wielkich "referatów" już to nas wystarczająco stresuje. Te ciągłe kazania: „Jeżeli nie napiszecie sprawdzianów dobrze to nie dostaniecie się na wybrane studia i nie spełnicie swoich marzeń.”. A jak ktoś nie wie co chce robić w życiu!? Nie interesuje mnie pisanie poematów, rysowanie planów technicznych czy choćby rachunki. Najlepiej całe dnie spędzałabym przed komputerem. Oczywiście nie przesiedziałabym go na Facebooku czy innym portalu społecznościowym, ale projektując nowe programy, wirusy spełniać rozkazy Anonimusa. Uwielbiam moje drugie życie – życie hakera. Wyobraź sobie że siedzisz w dresie przed laptopem z kubkiem w ciepłym domku na przedmieściach. Nagle przychodzi SMS o treści: „Pentagon”. Wpisujesz współrzędne i już po chwili wysyłasz do zleceniodawcy najbardziej strzeżone dane na świecie. Czy jest jakaś lepsza praca? Zabawne jak jednym kliknięciem można zmienić losy świata. Jestem tylko pośrednim hakerem w tym wielkim bagnie, ale za niedługo będę krakerem. Teraz tylko blokuje strony narodowe i włamuje na serwery. Wirtualny świat jest tysiąc razy lepszy od realnego. Tutaj jestem kim chce; nikt nie ocenia mnie po wyglądzie, ale po moich umiejętnościach. Zatracam się w nim powoli przesiąkając tym gównem na wskroś. Kiedyś uważałam to niewinną zabawę, no bo kto może mi coś zrobić skoro nikt nie wie kim naprawdę jestem? Dziś mnie to przeraża, bo zrozumiała że skoro ja umiem kogoś namierzyć to co może być trudnego w namierzeniu mnie? Nie umiem tak jak babcia strzelać i władać bronią. Ja jestem tak zwanym mózgowcem, pieprzonym mózgowcem. Jak sobie poradzę w terenie? Trenowałam jak nastolatka boks, ale to było kiedyś.
A dziś jesteś TYLKO nędznym kujonem!


              Coś ciepłego dotyka mojego ramienia. Unoszę zdziwione oczy do góry i zauważam nad sobą wysokiego, umięśnionego bruneta z burzą loków na głowie i z „bananem” na twarzy.

              - Myślałem, że umarłaś, bo od jakiś dziesięciu minut wpatrujesz się w punkt przed tobą – siada obok mnie.
              - A ty przyglądasz się mi od tych dziesięciu minut? - odpowiadam pytaniem na pytanie, a Jay przewraca oczami.

              - A co czym tak myślałaś przez ten czas, ślicznotko? - pyta, szturchając mnie łokciem i zabawnie poruszając brwiami.

              - Rozmyślałam o tym ile się zmieniło przez te parę miesięcy i co przyniesie przyszłość...
Dziwne jak te buty są interesujące...
              - Nie wiem co będzie, ale na pewno nie będzie nudno – uśmiecha się, pokazując język – Teraz jesteśmy przyjaciółmi i zawsze nimi będziemy moja mała księżniczko! - obejmuje mnie ramieniem, a ja wtulam się w zagięcie pomiędzy jego szyją, a barkiem.

Nawet nie wiesz jak tego potrzebowałam...


              „Wyszliśmy powoli z auta mierząc z broni cały czas przed siebie. Byliśmy w starej, opuszczonej kamienicy nad prawym brzegiem Tamizy. Stawiając kolejne, ostrożne kroki, nagle poczułam zimną lufę przy mojej skroni i przerażający oddech wywołujący ciarki na moim karku.

              - Bądź cicho,a nic ci się nie stanie – wyszeptał łapiąc mnie w pasie.

           - Zostaw ją! - usłyszałam wściekły głos Luke'a, który celował w stronę mojego oprawcy.


              Światło zapala się, a ja zauważam dwóch mężczyzn trzymających, miotającego się Lawsona. Blondyn jednym zręcznym ruchem sprowadziwszy mnie do parteru, wyciągnął broń w kierunku mojego ciała. Wsparłam się na rękach, by spojrzeć ostatni raz na bruneta. Zamknęłam oczy oczekując końca. Przypomniawszy sobie wszystkie momenty i ludzi, których poznałam w życiu, usłyszałam dźwięk kuli, przecinającej powietrze w lufie. To koniec..."


 
*****
Hej! :3
Przepraszam za tak długą nieobecność... :(
Małe problemy, ale już jest dobrze :D
Rozdział dodany z okazji moich jutrzejszy urodzin (20 luty) ^^
Mam do was małą prośbę:
Napiszcie co chcielibyście na prezent urodzinowy :*
Kocham i całuję Ola :$

4 komentarze:

  1. O Jezu ale sie dzieje ;D
    łatwo się pogubić w akcji, tyle tu emocji ;D
    Uwielbiam postać Lawsona <3
    czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Geeeenialne!
    A jeśli chodzi o prezent, to wiesz, czego się spodziewać... Jeśli wiesz :3
    I co do szablonu... Mnie się czepia, że co chwilę zmieniam, a zaraz sama to robi... Przyganiał kocioł garnkowi, też mi coś xd
    Reszta w szkole ;*
    Ettie. xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Śliczny szablon <3
    Trochę się pogubiłam, ale odnalazłam więc nie masz się czym martwić :))
    Lawson *-*
    Dawaj nn :D
    http://life-has-become-a-failure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział, z resztą jak każdy twój :D trochę na początku nie ogarnęłam, ale potem już wszystko okej xD Przyjmuje też moje dość spóźnione życzenia urodzinowe, bo chcę Ci życzyć, żebyś dalej tak świetnie pisała, żeby ci nigdy pomysłów nie zabrakło i no żebyś spełniła wszystkie swoje marzenia, te małe i te duże!!! ;D
    Pozdrawiam i przepraszam, że ze spóźnieniem piszę,
    Hania ;*

    OdpowiedzUsuń